Piątek (dzień bez portek, zainteresowani na priv)
Kontynuując leniwą żeglugę po wyspach, zwiedzamy z wody Korculę, aby następnie obrać kurs na Brać. Z racji potrzeby internetu i innych udogodnień zmierzamy do Milna (Brać).
Po drodze, dbając o to, aby droga się nie skrzyżowała omijam Hvar od wschodu i decyduję o noclegu w miejskiej zatoczce w Začuraj. Biorąc pod uwagę kierunek wiatry NW wybór wydaje się trafny. A że, każde cumowanie kończę sprawdzeniem kotwicy oraz nurkowaniem, tym razem wzrok przykuwa przesuwający się miejscami na głębokości 5m piasek.
Połów nie wyglądał zbyt obiecująco, ale stwierdzam, że była to najlepsza ryba w Cro jaką jadłem, choć o najedzeniu zdecydowała pasta z krewetkami wg przepisu zapożyczonego od „Big mamy” w Žuljana. I choć do oryginału jeszcze brakuje, to kierunek wydawaje się odpowiedni.
Sobota, około 0150 budzi mnie fala i wiatr.
A jednak wiatr się odwrócił i zawietrzny brzeg stał się nawietrzny. Zanim zdołałem odpalić silnik, uruchamia się alarm kotwiczny, potwierdzający decyzję o konieczności zmiany miejsca kotwiczenia. Podnoszę kotwicę i kieruję się na północną stronę wyspy, szukając spokojnej zatoczki.
Powoli rozwiewa się i kontynuując żeglugę singlehanded płynę wzdłuż Hvaru. Wiatr momentani zyskuje na sile, a Mewa na prędkości. Bosko jest!
Żeglugę kończymy w Milna, szukając odrobiny cywilizacji. Niestety pech chciał, że odbywały się targi i regaty w ramach YachtWeek i wszystkie mariny zajęte.
Po dłuższej rozmowie, szef mariny przesuwa na chwilę wielki katamaran i wpuszcza nas w małą „dziurkę”.
Jutro juz tylko od wyspy do wyspy w kierunku Zadaru.
No responses yet